Relacja z Morskiej Kolonii w Mrzeżynie

Relacja z Morskiej Kolonii w Mrzeżynie

„Nieważne gdzie – byle znów razem, nie musi być na długo – wystarczy kilka dni” oderwania od codzienności i problemów. Ponad rok izolacji, ciągła niepewność jak będzie jutro, czy będą mogli znów się „normalnie” spotkać, sprawiły że na wyjazd kolonijny, świetlicowe Pociechy czekały z wyjątkową niecierpliwością.

Kłopoty rozpoczęły się jeszcze przed wyjazdem

Gdy okazało się, że w zarezerwowanym przez nas ośrodku nastąpiła awaria, dzieci do późnych godzin nocnych pisały „że mogą jechać gdziekolwiek, nawet bez prądu, byle tylko ten wyjazd doszedł do skutku”.

Na szczęście dzięki Fundacji POCIECHA, która ruszyła niebo i ziemię, jeszcze tego samego dnia udało się znaleźć rozwiązanie. Szybka reorganizacja, modyfikacja planów i pojechaliśmy na Morską Kolonię w Mrzeżynie.

Morze o piątej nad ranem.

Pobudkę i gimnastykę ustaliliśmy na 7:00 rano na plaży. O 5.30 wychowawcy usłyszeli hałasy na korytarzu, dzieci już były gotowe i pytały kiedy wychodzimy. Ostatnie kilkadziesiąt metrów od plaży szyk dwójkowy nagle się rozpadł i nie było silnego, który powstrzymałby dzieci od biegu ku morzu. Nie miała znaczenia pogoda, temperatura, dzieci chciały koniecznie wejść do wody.
– Czy możemy?
– Ale tylko do kolan!
Od razu było wiadomo, że na „do kolan” się nie skończy. Ze wzruszeniem obserwowaliśmy tę beztroską zabawę, piski, krzyki, chlapanie, bieganie, w tym momencie reszta świata ze swoimi zasadami, troskami, problemami i obowiązkami nie istniała. Wracaliśmy w przemoczonych ubraniach, ale szczęśliwi.

Bezpieczna przestrzeń

Ośrodek,  który przez tych kilka dni był naszym domem, otoczony był ogromnym terenem zieleni To właśnie tam, dzieci przeżyły swój chrzest kolonijny, gdzie musiały zmagać się z przeróżnymi zadaniami – tu kadra mogła się troszkę „zemścić” za nieprzespane noce, była pokrzywa, chodzenie boso po szyszkach, szczególny masaż nierelaksujący itp.

Typowy dzień kolonisty

Kąpiele w morzu i słoneczne, zabawy na plaży, zamki z piasku – to były stałe punkty dnia, nawet gorsza pogoda nikogo nie zniechęcała.

Poza tym organizowaliśmy zajęcia plastyczne, sportowe, dyskoteki z regionalną muzyką i instrumentami ludowymi, gry terenowe z kompasem, na orientację, zawody sportowe – dzieci chętnie uczestniczyły we wszystkich tych atrakcjach.

Mieliśmy też konkurs talentów, gdzie wyszły na światło dzienne przeróżne talenty: taneczne, sportowe, muzyczne, plastyczne, recytatorskie, ujawnił się też super talent standup’owy. 

Cieszyło nas również to, że do wieczornych wypraw na podziwianie zachodu słońca nie trzeba było nikogo namawiać.

Niezapomniane wycieczki

Wszystko w klimacie Morskiej Przygody: było więc dużo Bałtyku, fale o wschodzie i zachodzie słońca, budowanie własnych latarni wskazujących „dobrą drogę”. Udało się nam wypłynąć w rejs statkiem pirackim.. Morska bryza, słońce, wystrzały z okrętowej armaty, brodaty kapitan wydający rozkazy załodze na długą chwilę wciągnęła wszystkich w niezapomnianą przygodę.

Kolejne miejsce, które odwiedziliśmy to „miasto myszy”. Dzieci przeniosły się w inny świat –  mysie: centrum miasta, planeta mars, tropikalna dżungla, plac zabaw, cyrk, kolejka.

Dla wielu dzieci kolejny „pierwszy raz” to wycieczka do stadniny, gdzie kontakt z końmi wzbudzał wiele emocji. Możliwość dotknięcia, a co ważniejsze pojeżdżenia na koniu, rysowała na twarzach dzieci uśmiech w podkowę.

Nawet dzień deszczowy nie był powodem do siedzenia w ośrodku. Mimo zmęczenia po kilku dniach wypełnionych po brzegi atrakcjami,, trafiliśmy do parku wodnego, gdzie można było popływać, korzystać z kilku zjeżdżalni, lub zrelaksować się w jacuzzi.

Morska Przygoda polegała również na zwiedzaniu portu, latarni morskiej, muzeum minerałów, oglądaniu statków rybackich i pracy rybaków przy wyładunku połowu i oprawianiu ryb oraz wspinaniu się po falochronie wychodzącym na kilkadziesiąt metrów w morze to kolejne doświadczenia, mnóstwo pytań i emocji.

Największa niespodzianka dla dzieci

Kiedy pewnego dnia padło hasło, że idziemy do lasu i trzeba będzie dużo chodzić, narzekaniom nie było końca. Wyrazy twarzy zdradzały niezadowolenie. Po trzech minutach marszu dotarliśmy do schowanego głęboko w lesie, ledwo widocznego z drogi, tajemniczego obiektu. Co to było? PAAAAAARK LINOOOOWY – oznajmił rozdzierający ciszę okrzyk z kilkudziesięciu gardeł.

To był hit hitów! – u niektórych ekscytacja, u innych przerażenie.  Po jakimś czasie, nawet Ci przerażeni biegali jak wiewiórki kilkanaście metrów nad ziemią. Dzieci przełamały  strach przed wysokością, poczuły dumę z siebie, a po wszystkim jeszcze długo opowiadały o własnych dokonaniach.

Autorzy tekstu: Ela i Marek – wychowawcy na kolonii

Dzięki Wam drodzy Darczyńcy

To dzięki Wam drodzy Darczyńcy dzieci mogły spędzić cudowny czas!

To dzięki Wam drodzy Darczyńcy dzieci zobaczyły morze, nawdychały się jodu i o 5:30 biegły na plażę.

To dzięki Wam drodzy Darczyńcy dzieci mogły nawiązać relacje, spędzić czas w bezpiecznym środowisku.

To dzięki Wam drodzy Darczyńcy dzieci mogły zostać wysłuchane.

To dzięki Wam drodzy Darczyńcy dzieci zobaczyły inną perspektywę, poszerzyły horyzonty.

Dziękujemy.